Wyobraź sobie, że jesteś w nowej pracy od kilku dni, poznajesz nowe obowiązki i innych współpracowników. Czujesz się jeszcze niepewnie. Masz obsługiwać bazy klientów. Okazuje się, że poza wprowadzaniem danych niezbędna będzie znajomość programu, aby sprawnie segregować informacje pod różnymi kątami. Dostajesz instrukcję programu i mozolnie przedzierasz się przez nią próbując zrozumieć i spełnić oczekiwania pracodawcy. Po kilku dniach szef przychodzi sprawdzić, jak ci idzie. Przy wszystkich pracownikach prosi o zaprezentowanie funkcji programu. Z trudem próbujesz odnaleźć właściwe do tego narzędzia. Szef próbując pomóc zadaje pytanie, na które nie znasz odpowiedzi. Nagle słyszysz stłumione śmiechy i komentarz: „Jak można nie wiedzieć tak prostej rzeczy?”.
Czy nie przypomina to pierwszych tygodni nauki w szkole i konieczności odczytywania przy całej klasie tekstu z elementarza? Są uczniowie, którym idzie to sprawnie, ale są też tacy, dla których to prawdziwa katorga. Czy czytanie skojarzy im się z przyjemnością, czy raczej z przegraną i poniżeniem? Czy będą chcieli kiedykolwiek samodzielnie sięgnąć po książki?
Koleżanka opowiedziała mi o swoim synku, który czytał z wielkim oporem. W domu rozgrywały się dantejskie sceny, żeby zmusić go do ćwiczenia. W szkole ciągłe porażki, bo wprawdzie ocen w pierwszej klasie nie ma, ale są słoneczka i chmurki, więc nietrudno się domyślić, które z tych piktogramów otrzymywał chłopiec. Jak się czuł, kiedy on dukał, a koledzy chichotali za plecami.
Przy okazji nasuwa się pytanie, czego w ten sposób naprawdę uczy się dziecko. Czytania czy wokalizacji? Czytanie zakłada odkodowanie tekstu, czyli zrozumienie go. Rozmowa z inną matką, której syn miał trudności z czytaniem na głos, skończyła się stwierdzeniem: „Poradził sobie, ma dobrą pamięć, więc łatwo uczy się tekstu, a potem recytuje udając, że czyta”.
A teraz pójdźmy kilka kroków dalej. Program jest realizowany zgodnie z planem, dzieci umieją już czytać. Pani zadaje lekturę. Niech to będzie cudowna dla większości z nas książka „Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren. Dziecko powinno przeczytać ją samodzielnie. Czy wszystkie dzieci są już na to gotowe? Czy wszystkie będą zainteresowane? Czy dla wszystkich to będzie radość i frajda?
Można powiedzieć, że przecież to jest szkoła, nie na wszystko uczeń musi mieć ochotę. Powinien się dostosować, nauczyć dyscypliny, spełniać obowiązki i wymagania. Czy tak rzeczywiście musi być, czy nauka ma kojarzyć się z przymusem – to temat na oddzielny artykuł. Teraz zajmijmy się czytaniem dla przyjemności i tym, dlaczego jest ono tak ważne.
W magazynie „Forbes” z kwietnia 2015 r. w artykule Książki, a sprawa polska czytamy: „Jeśli się spojrzy na Europejską Tablicę wyników Innowacyjności, to na pierwszych miejscach są tam Szwecja, Finlandia, Dania – kraje, gdzie czyta się najwięcej […] Polska jest czwarta od końca”. W tych krajach czyta się najwięcej – bo z przyjemnością. 65% Szwedów przeczytało w ostatnim roku więcej niż 5 książek, a tylko 9% z nich nie przeczytało żadnej. W naszym kraju te wyniki wyglądają odpowiednio: 27% to zagorzali czytelnicy, 44% (według metodologii Biblioteki Narodowej 58,3%) to ci, którzy w ogóle książek nie czytali przez cały 2014 rok. Aktualne statystyki zasadniczo się nie zmieniły.
Wiele badań przeprowadzonych przez Organisation for Economic Co-operation and Development (OECD) podczas testów Programme for International Student Assessment (PISA) na przestrzeni lat 2000-2009 pokazuje, że zainteresowanie książką i indywidualne nawyki czytelnicze, a więc większe zaangażowanie, wpływają na biegłość w czytaniu. We wszystkich krajach uczniowie, którzy lubią czytać, mają ogólnie znacznie lepsze wyniki w szkole niż ci, którzy tego nie lubią.
Podobne rezultaty uzyskał Mark Taylor z Wydziału Socjologii Oxford University, analizując kwestionariusze 17 200 osób, które wypełniły je w wieku 16, a następnie 33 lat. Odkrył on, że nastolatki czytające książki mają większe szanse dostania się na wyższą uczelnię oraz na zrobienie kariery zawodowej. W przypadku kobiet ta szansa zwiększa się o 14%, w przypadku mężczyzn o 10%.
Prawdopodobnie przyczyną jest to, że podczas czytania zwiększa się bystrość umysłu oraz to, że osoby bardziej zainteresowane uczeniem się i rozwojem częściej czytają, a takich właśnie pracowników szukają pracodawcy. Żeby jednak być biegłym w czytaniu niezbędne jest częste ćwiczenie. Co może spowodować, że poddamy się takiemu wysiłkowi? Tylko wewnętrzna motywacja. Czytanie musi sprawiać przyjemność i przynosić satysfakcję.
Tymczasem OECD podaje, że w Europie 37-45% uczniów deklaruje, że nie czytają dla przyjemności. Co więcej, w tej grupie jest znacznie więcej chłopców niż dziewcząt i różnica ta stale się powiększa. W 2009 r. OECD do definicji Reading Literacy (umiejętność czytania, kompetencje czytelnicze), zakładającej zdolność zrozumienia, praktycznego wykorzystania i refleksji nad tekstem pisanym, dodała osobiste zaangażowanie w czytanie. Zainteresowanie młodego pokolenia czytaniem stało się więc jednym z oficjalnych celów stojących przed systemami edukacyjnymi poszczególnych krajów. Jednak wiele jeszcze przed nami.
Jak możemy sprawić, aby dzieci i młodzież chętnie sięgały po książki? Wiele zależy od najbliższych dzieciom dorosłych – rodziców, opiekunów, nauczycieli i wychowawców.
Mów dużo do dziecka
Przede wszystkim warto do dzieci mówić. Żeby były w stanie zrozumieć czytany tekst, muszą mieć odpowiedni zasób słów „usłyszanych, rozumianych i używanych w mowie”. Nauczą się ich przez stały kontakt z językiem, czyli codzienne rozmowy z bliskimi osobami, słuchanie bajek i opowieści. Ale uwaga! Kontakt z językiem ma być żywy, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Telewizja i komputery nie nauczą dziecka mówić, bo nauka to proces społeczny, oparty na interakcji i więzi, szczególnie na tym poziomie rozwoju małego człowieka.
Wybierz ciekawą książkę, najlepiej razem z dzieckiem
Druga sprawa to tekst, który ma być interesujący dla dziecka. Znamy maluchy, które dziesiątki razy powtarzają tę samą czynność, choć sprawia im dużą trudność, np. stawiają pierwsze kroki i przewracają się, znowu się podnoszą i po kolejnej próbie, dziecko ląduje na pupie. Czy się zniechęcają? Nie, bo mają wewnętrzną motywację, aby sprawnie się poruszać. To daje im determinację, aby pokonać przeszkody, a każda próba przybliża je do sukcesu. Dziecko, które jest ciekawe, co się stanie z bohaterami, będzie chciało przeczytać książkę.
Nie zmuszaj dziecka do czytania – czytaj dziecku!
I jeszcze jeden warunek do spełnienia, aby pojawiła się przyjemność z czytania – brak przymusu. Przez długie lata czytanie dziecku to zadanie dorosłego. Nie kończy się ono wcale, kiedy dziecko idzie do szkoły, wręcz przeciwnie. Głośne czytanie przez dorosłego to właśnie budowanie zasobu językowego dziecka, zaznajomienie go z fascynującą treścią i rozkochanie w książkach. Czy dzieci pokochają czytanie, kiedy będą musiały same dobrnąć do końca trudnej i piekielnie nudnej czytanki?
Mem Fox, australijska specjalistka od czytania dzieciom, autorka książki Reading Magic („Magia czytania”) pokazuje, że formalna nauka czytania prowadząca od liter i głoskowania do zrozumienia tekstu jest znacznie mniej efektywna niż nauka w odwrotnej kolejności, czyli od ogółu do szczegółu. Przy okazji dostajemy podpowiedź, jak pomóc dziecku w szkole. Najpierw wielokrotnie czytamy dziecku barwną, ciekawą dla niego opowieść, potem bawimy się z nim na przykład w wynajdywanie w tekście tak samo wyglądających wyrazów, a w końcu poszukujemy wspólnie konkretnych liter i wymyślamy zabawy, by nauczyć się ich brzmienia.
Panuje przekonanie, że tradycyjny model nauki czytania stosowany w szkole jest słuszny i podparty badaniami naukowymi. Inne metody są traktowane nieufnie. Warto się jednak z nimi zapoznać – jest to np. Odimienna Metoda Nauki Czytania według koncepcji dr Ireny Majchrzak. Część nauczycieli wychowania przedszkolnego od 20 lat prowadzi w ten sposób nauczanie czytania z bardzo dobrymi rezultatami.
Jeśli dziecko ma w szkole zajęcia prowadzone w sposób klasyczny, tym bardziej warto je wspomóc. Wspomniana wyżej mama zestresowanego chłopca uciekającego od czytania ustaliła z wychowawczynią odroczenie oceniania tej umiejętności. W tym czasie dużo czytała synowi. Książki razem wypożyczali w bibliotece. Jeśli historia nie spodobała się dziecku, po prostu przerywali czytanie. Z czasem chłopiec niektóre słowa zaczął odczytywać samodzielnie. Potem czytał już całe zdania, a następnie akapity. Po miesiącu nauczycielka na osobności zachęciła chłopca, aby przeczytał jej wybrany przez siebie fragment z czytanej z mamą lektury. Postęp był bardzo wyraźny, nauczycielka pochwaliła ucznia, co zachęciło go do kolejnych prób. Teraz samodzielne czyta proste historie i komiksy. Dłuższe i bardziej skomplikowane opowieści czytają mu rodzice.
I jeszcze jedna ważna uwaga. Mem Fox zachęca, aby czytania nie traktować śmiertelnie poważnie. Niech przyswajaniu tej umiejętności towarzyszy zabawa. Dzieci mogą czytać lalkom, misiom, pacynkom, psu, kotu lub innemu zwierzątku, młodszemu rodzeństwu. Mogą się bawić się w teatr, szkołę czy dom i czytać, naśladując dorosłych.
A co z lekturami szkolnymi? Czy dzieci rzeczywiście muszą je czytać samodzielnie od początku do końca, gdy czują opór? I czy je naprawdę czytają? Wiele z nich zagląda do streszczeń i bryków. Nie mają więc kontaktu z oryginalnym tekstem, próbują tylko poznać treść. Nauczyciele natomiast wynajdują coraz wymyślniejsze sposoby, aby sprawdzić, czy uczeń przeczytał lekturę. A potem „przerabiana” jest charakterystyka postaci, którą uczniowie ściągają z internetu. Czy o to nam właśnie chodzi? Czy uczeń w ten sposób zapoznaje się z pięknem języka, poszerza zasób słownictwa, ma okazję nauczyć się analizować tekst i używać argumentów?
Czy stałoby się coś strasznego, gdyby nauczyciel przeczytał fragmenty książki na lekcji? Może część uczniów zainteresowałaby się, co stało się dalej z bohaterami? Czy rzeczywiście w czytaniu lektur nie mogą pomóc rodzice, jeśli widzą, że dziecko nie chce ich czytać? Żeby osiągnąć cel, czasem trzeba czytać dziecku przez dłuższy czas. Ja czytałam synowi lektury jeszcze wtedy, gdy miał 15 lat. Maturę zdał, na studia się dostał. A w gimnazjum był chwalony za dużą wiedzę ogólną, szeroki zasób słownictwa i bardzo dojrzałe wnioskowanie. Przede wszystkim jednak rozczytał się, wprawdzie dopiero między pierwszą a drugą klasą liceum, ale teraz sam chętnie sięga po lekturę.
Już słyszę, że takie podejście jest niemożliwe do wprowadzenia. Przecież nie zgodzą się nauczyciele. Rodzice nie będą chcieli czytać. Zachęcam jednak do współpracy. Jeśli tylko – jako rodzice czy nauczyciele – będziemy pamiętać o dobru dziecka, na pewno dojdziemy do porozumienia. Wystarczy posłuchać siebie nawzajem, docenić swoje wysiłki, zrozumieć trudności. I razem szukać rozwiązania, które dziecku przyniesie największą korzyść. Wiem z doświadczenia własnego i rodziców, którym pomagałam, że to się da zrobić! I przynosi rezultaty.
Bibliografia:
- Wychowanie przez czytanie Irena Koźmińska, Elżbieta Olszewska; Świat Książki, 2010
- „Reading is the only out-of-school activity linked to a better career”, study finds; Informacja prasowa corocznej konwerencji brytyjskiego the Brytyjskiego Towarzystwa Socjologicznego z dn. 8 kwietnia 2011 r.
- PISA 2015 Draft Reading Literacy Framework; marzec 2013 r.
- Książki; a sprawa polska, „Forbes”; kwiecień 2015 r.
- Odimienna Metoda Nauki Czytania wg koncepcji dr Ireny Majchrzak; „Wprowadzanie dzieci w świat pisma”
Autorka: Małgorzata Chojecka, Koordynatorka Internetowego Uniwersytetu Mądrego Wychowania Fundacji ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom