Wywiad Ireny Koźmińskiej z Dawidem Blankenbornem, założycielem i prezesem Institute for American Values, autorem głośnej książki „Fatherless America” (Ameryka bez ojców).
Irena Koźmińska: Uczynił Pan brak ojców głównym tematem swojej książki. Czy to aż tak niepokojące zjawisko?
Dawid Blankenborn: W USA 40% dzieci dorasta w domach bez ojców. Wielu, jeśli nie większość, dzisiejszych problemów społecznych – od przemocy domowej, zaniedbywania dzieci i ich seksualnego wykorzystywania, po ciąże u nastolatek i przestępczość młodocianych – wiąże się w sposób nierozerwalny z rosnącą nieobecnością ojców w życiu większości dzieci i ich matek. Historycznie głównym powodem braku ojców była śmierć. Dzisiaj, dzięki postępom medycyny, większość dzieci w momencie ukończenia osiemnastego roku życia posiada oboje rodziców, natomiast coraz więcej ojców opuszcza swe rodziny. Z psychologicznego punktu widzenia dla dziecka jest to znacznie gorsza sytuacja niż wtedy, gdy ojciec umiera.
I.K.: Dlaczego?
D.B.: Kiedy rodzic umiera, dziecko doświadcza głębokiego smutku i uczucia straty, kiedy natomiast ojciec opuszcza rodzinę, dziecko doznaje niepokoju i popada w samooskarżenie się – pewnie zrobiłem coś złego, skoro mój tatuś mnie nie kocha i nie mieszka ze mną. Zaczyna czuć, że jest gorsze, że jest z nim coś nie w porządku, skoro nie było warte miłości swego ojca. To jest dla niego niszczące.
I.K.: Co traci dziecko, które wyrasta bez ojca?
D.B.: Traci poczucie bezpieczeństwa, szansę na łatwiejszy życiowy start, możliwości lepszej edukacji… Szczególnie poważne są konsekwencje psychologiczne. Takie dziecko jest pozbawione fundamentu swojej tożsamości. Czegoś bardzo podstawowego: „Kim jestem? Skąd się wziąłem?”. Kto się mną będzie opiekował? Małe dzieci pytają matkę „Gdzie jest mój tatuś?”. To jest głęboka, pierwotna potrzeba – chcą wiedzieć kim jest ich drugi rodzic. Jeśli więc pozbawia się dziecko ojca, uszczupla się o połowę podstawowe źródło jego ludzkiej tożsamości. Także źródło miłości. Dla dziewcząt ojciec jest pierwszym mężczyzną ich życia. To, czy w przyszłości dziewczyna będzie czuła się dobrze i pewnie jako kobieta, w dużej mierze zależy od tego, czy ojciec obdarzył ją miłością. Brak miłości ze strony ojca stawia córkę w sytuacji wielkiego ryzyka podjęcia wczesnej aktywności seksualnej, posiadania nieślubnego dziecka i rozwodu, o ile wyjdzie za mąż.
I.K.: Taka dziewczyna szuka zbyt wcześnie męskiej aprobaty…
D.B.: Potrzebuje tego, ponieważ nie dostała tej aprobaty od ojca.
I.K.: A jak brak ojca wpływa na chłopców?
D.B.: Dla chłopca czymś najbardziej podstawowym jest pytanie: co to znaczy, że jestem rodzaju męskiego? Ojciec jest najważniejszą osobą, która pomaga chłopcu to zrozumieć. Jeśli go brakuje, chłopiec poszukuje odpowiedzi na to pytanie gdzie indziej – w grupie rówieśników i w różnych złych złych miejscach. Może wtedy zacząć uosabiać to, co jest dzisiaj postrzegane jako stereotyp męskości. Ojciec poprzez własny przykład może przekazać mu ideę, że bycie silnym mężczyzną oznacza opiekę nad słabszymi i ich obronę, branie pod uwagę potrzeb innych ludzi i traktowanie ich z szacunkiem. „Widzisz, ja odnoszę się z szacunkiem do twojej matki. Chcę, abyś w taki sam sposób traktował kobiety”. W ten sposób ojciec kształtuje męskość swego syna, ponieważ syn bardzo potrzebuje jego akceptacji.
I.K.: W swej książce powołuje się Pan na badania polskiego antropologa Bronisława Malinowskiego nad ojcostwem jako czynnikiem tworzącym ludzką cywilizację.
D.B.: Malinowski dokonał świetnego odkrycia, które nazwał zasadą legitymizacji. Otóż wspólną cechą kultur ludzkich jest wysiłek społeczeństwa, by rodzic uznawał własne potomstwo. Społeczeństwo przekazuje zasadę, że każde dziecko ma moralnie i legalnie odpowiedzialnego ojca. Że ojciec uznaje swe dziecko i jest zobowiązany do pomocy matce w opiece nad nim i jego wychowaniu. Społeczeństwo stawiało zawsze określone oczekiwania wobec ojca – że nie tylko zagwarantuje jego byt, ale że przygotuje je do życia.
I.K.: Czy matki nie uczą dzieci, jak żyć?
D.B.: Oczywiście też. Matki i ojcowie uzupełniają się i kiedy pracują razem jak zgrany zespół, dziecko otrzymuje wszystko, czego potrzebuje. Jeśli jednak brakuje jednego z rodziców, dziecko na tym traci. Mniej wkładu ze strony ojca oznacza mniej matczynej opieki, bowiem samotna matka jest przepracowana, zestresowana i w dodatku może być zajęta szukaniem partnera. Tak więc kiedy odchodzi ojciec, dziecko zaczyna też odczuwać stratę matki.
I.K.: Jednym z powodów braku ojców w życiu dzieci są rozwody. Coraz częściej słyszy się głosy, że rozwody mają mnóstwo dobrych stron.
D.B.: U nas wyszła nawet taka książka „Dobry rozwód”. To oczywiste bzdury, które mają poprawić samopoczucie dorosłych, ale absolutnie nie odzwierciedlają rzeczywistości. W większości rozwodów istnieje ogromny ładunek konfliktu, goryczy i poczucia zdrady, obopólne oskarżanie się, nieumiejętność współpracy po rozwodzie, powtórne małżeństwa i wyjazdy jednego z rodziców do innego miasta. Chłopcy odreagowują to bardzo często agresją, dziewczęta popadają w depresję i uważają, że nie są warte miłości. Takie dzieci mają często kłopoty w szkole, wpadają w narkotyki, trafiają do gangów lub sekt i mają wszelkie inne problemy.
I.K.: Często ojcowie żyją pod jednym dachem z dziećmi, ale nie angażują się w ich życie…
D.B.: Jeżeli ojciec mieszka w domu, ale nie nawiązuje bliskich więzi ze swym dzieckiem, nie poświęca mu uwagi i nie okazuje miłości, konsekwencje psychologiczne dla dziecka są równie złe jak wtedy, gdy ojciec opuszcza dom.
I.K.: Czy ojców tworzy biologia, czy kultura?
D.B.: Jedna rzecz, którą możemy przewidzieć, kiedy rodzą się chłopcy, to to, że będą płodzić dzieci. Ale jak zachowają się po poczęciu dziecka, to już bardziej efekt kultury i zależy przede wszystkim od sposobu, w jaki społeczeństwo informuje ich, co to znaczy być mężczyzną i ojcem. Kiedy społeczeństwo daje sygnał: „nic nas to nie obchodzi, jak postępujecie wobec swych dzieci”, większość matek zostaje, natomiast wielu ojców odchodzi. To jest wielka strata dla mężczyzn.
I.K.: W jaki sposób społeczeństwo sygnalizuje swój brak zainteresowania ojcostwem?
D.B.: Gdybyśmy jako społeczeństwo nie akceptowali braku ojców, inny byłby nasz stosunek do rozwodu lub decydowania się na dzieci przez samotne matki. W naszej polityce społecznej, w programach telewizyjnych i wszędzie, gdzie ludzie komunikują się ze sobą, wyrażamy akceptację dla tego trendu lub zachowujemy się biernie. Ostatnio trochę zaczyna się to zmieniać, ponieważ wraz z dorastaniem nowej generacji ludzie coraz wyraźniej dostrzegają zgubne konsekwencje braku ojców dla społeczeństwa i dla jednostki. Ale myślę, że nadal podążamy w złym kierunku.
I.K.: Ten kierunek wyznacza m.in. masowa kultura. Trudno doszukać się w niej wzorów odpowiedzialnego ojcostwa.
D.B.: Co gorsza, mężczyźni są zachęcani do postępowania zgodnie ze stereotypem: jestem silnym facetem, ponieważ mogę cię sponiewierać, mogę zarobić więcej pieniędzy, mogę mieć więcej kobiet niż ty… To bardzo prymitywny, niemal biologiczny sposób rozumowania.
I.K.: Co sprawiło, że ukształtował się dzisiejszy wizerunek „prawdziwego mężczyzny”?
D.B.: To jest część tego, co nazywamy filozofią playboya i zaczęło się w latach 50. – swoboda seksualna dla mężczyzn. W USA i większości krajów rozwiniętych staliśmy się tak zamożni, że bardzo osłabiło to wpływ przekonań religijnych. Bogaci zamieniają wiarę w Boga i wartości moralne w wiarę w pieniądz. Kiedy społeczeństwo staje się bogatsze, jedną z konsekwencji może być to, że rodzina staje się słabsza. Mamy bowiem coraz więcej wolności osobistej, powstają filozofie, które nie przywiązują wagi do zobowiązań rodzinnych, stajemy się społeczeństwem coraz bardziej nastawionym na indywidualizm. Obowiązuje zasada: jestem najważniejszy.
I.K.: Czyli nikt nie chce się poświęcać dla innych…
D.B.: Ani dla żadnej moralnej idei większej niż własne „Ja”. Ale jest to złudne, ponieważ ludzie hołdujący tej ideologii wcale nie znajdują szczęścia. Pozostają samotni, bez rodziny, bez przyjaciół. Zapytałem kiedyś znanego psychologa, co się dzieje w późniejszym wieku z ojcami, którzy nigdy nie poznali swoich dzieci. Co czują na starość? Powiedział: „No cóż, właściwie nie bardzo wiemy, ponieważ większość z nich dość młodo umiera. Nie dbają o siebie, nie odżywiają się prawidłowo, nie mają bliskich i ciepłych kontaktów. Wielu trafia do więzienia. Nie jest to zatem specjalnie mądra strategia dla mężczyzn, nawet jeśli mają wiele zdobyczy seksualnych w młodości. Dla wielu z nich jest to, niestety, jedyny znany im sposób udowodnienia, że są mężczyznami.
I.K.: Dlaczego mężczyźni czują presję, by udowadniać swą męskość? I czemu czynią to poprzez przemoc, seks i dominację?
D.B.: Myślę, że dlatego, iż bardzo wielu z nich niewłaściwie pojmuje męskość. Męskość jest dla mężczyzny czymś bardzo kłopotliwym i towarzyszy temu sporo niepokoju odnośnie własnej tożsamości płciowej. Ta niepewność wywołuje potrzebę „sprawdzania się”. Niestety, wielu chłopców otrzymuje od społeczeństwa, nierzadko od własnych ojców, przekaz, że bycie prawdziwym mężczyzną oznacza rozwiązłość i brutalność. Niektórzy mężczyźni sądzą na przykład, że bicie żony dowodzi ich siły. Przemoc jest dla mężczyzny pociągająca, ponieważ mają naturalną skłonność, by zachowywać się bardziej agresywnie niż kobiety. Jeżeli więc społeczeństwo nie wspiera pożądanego wizerunku mężczyzny i ojca, to rozwija się tylko ta prymitywna strona ich męskiej tożsamości. Zawsze potrzebny jest zdecydowany społeczny przekaz, aby pomóc mężczyznom zrozumieć, że egoizm, brak odpowiedzialności i przemoc to nie jest właściwy sposób wyrażania ich męskości.
I.K.: Tymczasem współczesna kultura, a zwłaszcza media, nie tylko nie dają mocnego przekazu pozytywnego, ale czynią wiele, aby obowiązującym stylem dla mężczyzn stał się styl macho.
D.B.: Niestety. Widzimy to choćby w filmach, gdzie w centrum uwagi jest bohater, który traktuje kobiety jako obiekty seksualne i walczy z innymi mężczyznami. I taki właśnie tworzy się kod zachowania młodych mężczyzn na ulicach naszych miast. Cała idea bazuje na założeniu o przemocy, drapieżności i rywalizacji. Młodzi chłopcy nie są właściwie nauczani przez dom, otoczenie, religię, że taka koncepcja męskości jest fałszywa. W istocie mężczyznom bliska jest postawa, która obejmuje opiekuńczość, dbanie o rodzinę, obronę słabszych, poświęcenie dla innych. Jest ona też głęboko zakorzeniona w społeczeństwie. Chodzi więc o to, abyśmy uczyli mężczyzn takiego zrozumienia siebie samych i aby ta część ich natury przebiła się na powierzchnię.
I.K.: Jeśli zatem chcemy, by chłopcy wyrastali na dobrych mężów i dobrych ojców, powinniśmy zwrócić baczniejszą uwagę na ich wychowanie.
D.B.: Absolutnie. Kiedy byłem mały, obowiązywał pewien kod zachowania, kod dżentelmena, zwłaszcza w sposobie traktowania kobiet i dziewcząt. Dzisiaj zaprzestaliśmy takiej edukacji chłopców, uczymy ich czegoś wręcz odwrotnego, w dodatku bałamutnego, albowiem twierdzenie, że mężczyzna, który siłą zdobywa wszystko, czego chce, i nie dba o innych, jest szczęśliwy i czerpie z życia maksimum satysfakcji, jest po prostu nieprawdziwe. Jest przy tym niebezpieczne zarówno dla mężczyzny, jak i dla społeczeństwa. Powinniśmy powrócić do nauczania chłopców, jak zachować się kulturalnie, odpowiedzialnie i traktować innych z szacunkiem i troską. Powinniśmy zaszczepić im ideę, że silny mężczyzna to nie ten, który bije, ale ten który używa swej siły – fizycznej i duchowej – dla dobra innych.