O specyfice wychowania chłopców z Ireną Koźmińską, szefową Fundacji „ABCXXI – CAŁA POLSKA CZYTA DZIECIOM” rozmawiała Anna Sańczuk.

Wywiad ukazał się w Gazecie Wyborczej w maju 2014 r.

Anna Sańczuk: Niedawno w ramach Internetowego Uniwersytetu Mądrego Wychowania założonego przez Fundację pojawił się kurs „Wychowywanie chłopców”. To temat, który ostatnio Panią szczególnie pasjonuje. Jak to się stało, że matka dorosłej już córki zainteresowała się wychowaniem chłopców?

Irena Koźmińska: Jest taki film „Baby są jakieś inne”. Ja miałam poczucie, że to faceci są jacyś inni. Mężczyźni w moim życiu: dziadek, tata, mąż, przyjaciele – byli i są fantastyczni, więc wiem, że panowie potrafią być mądrzy, kulturalni, dobrzy. Ale też słyszymy, jak często rujnują sobie i innym życie, postępują bezdusznie i brutalnie. Statystyki pokazują, że przemoc to „branża” głównie męska. Alkoholizm, narkomania, bezdomność – też. Płeć męska jest czynnikiem ryzyka w przypadku samobójstw. Mężczyźni są agresywni w polityce i biznesie, wojna to ich domena. Dla przeciwwagi: stoją też za genialnymi ideami, wynalazkami, aktami ogromnej odwagi. Ekstrema! A ponieważ stanowią połowę populacji, warto wiedzieć, od czego to zależy. Po lekturze wielu książek i rozmowach z psychologami mam poczucie, że trochę więcej z tego rozumiem. Wielu rodziców, wbrew dobrym intencjom, utrudnia chłopcom rozwój. Potem pałeczkę przejmuje szkoła, instytucja totalnie sfeminizowana, ignorująca różnice pomiędzy płciami, w tym odmienny sposób postrzegania i przeżywania świata przez chłopców.

A: Ale przecież wielu pedagogów lata poświęciło, żeby właśnie uciec od stereotypów płciowych w wychowaniu, dążyć do równouprawnienia… Dlaczego więc powinniśmy chłopców traktować inaczej?

I: Jestem za równouprawnieniem, jednak nie oznacza ono identycznego traktowania. To tak, jakbyśmy na nasłonecznionym tarasie postawili rośliny światłolubną i cieniolubną, i stwierdzili: mają takie same warunki, więc jest sprawiedliwie. Sprawiedliwie jest, kiedy każda ma odpowiednie dla siebie warunki, a w sytuacji społecznej – gdy w równym stopniu zaspokajamy istotne potrzeby rozwojowe każdej z płci, a one są różne. Chłopcy na ogół wolą dynamiczne zabawy, filmy z wyraźną akcją, są zainteresowani techniką i sportem, a mówienie sprawia im kłopot, dziewczynki dla odmiany zwykle wolą rozmawiać, budować związki emocjonalne, czy stroić się. I nie jest to tylko wpływ wychowania, różnice te są uwarunkowane biologicznie. Spór o to, czy na nasze zachowania wpływają geny czy kultura, dzięki badaniom nad mózgiem i ewolucją, daje dzisiaj jasną odpowiedź – i jedno, i drugie.

A: Na czym więc polega odmienność potrzeb chłopców?

I: Chłopiec rozwija się pod wpływem hormonu męskiego, testosteronu, który pojawia się w jego ciele w 6 tygodniu życia płodowego. Testosteron sprawia, że lewa półkula mózgu, odpowiedzialna za język i myślenie, rozwija się później i wolniej. Stąd chłopcy zwykle później zaczynają mówić i mają większe problemy z kontrolą impulsów. Rodzice często mylnie zakładają, że chłopiec nie chce mówić i mniej się do niego odzywają. Na konferencji na temat wczesnej edukacji językowej opowiadano, jak podczas wizyty u pediatry doktor zapytał matkę dwulatka: – Dlaczego pani nie rozmawia ze swoim synkiem? A mama: – Bo on jeszcze nie mówi. Czekam, aż zacznie… Rodzice myślą, że chłopcy na złość robią to, czego im zakazano, wobec czego częściej i bardziej surowo ich karzą. Tymczasem na etapie wczesnego rozwoju w ich mózgu brak jeszcze połączeń neuronowych, które obsłużyłyby takie umiejętności jak mowa czy samokontrola. To fatalna sytuacja dla dziecka, gdy dorośli nie rozumieją jego ograniczeń. Chłopcy i mężczyźni mają dodatkowo pod górkę z tego powodu, że ich półkule mózgowe mają mniej wzajemnych połączeń niż u kobiet, relatywnie mniejsze tzw. spoidło wielkie. Czynności wymajające współpracy obu półkul, jak czytanie, rozpoznawanie emocji, przychodzą im z większym trudem. Dorośli powinni zatem więcej do chłopców mówić, więcej im czytać, okazywać czułość i empatię, cierpliwie nauczać zachowań społecznych, bo to dociera do nich jak przez grubą szybę. Ich mózgi nie są gorsze, tylko inne.

A: Kobiety mówią czasem, że wszyscy mężczyźni mniej lub bardziej cierpią na emocjonalny autyzm. Czyli po prostu mają problem z empatią, rozumieniem niuansów uczuć.

I: Może dlatego, że ich dziecięce potrzeby nie były rozumiane? Typowa scena: mama w sklepie krzyczy do synka: Czy ty musisz ciągle biegać, nie możesz stać spokojnie, jak siostra? No właśnie nie może, bo jest chłopcem. Byłam świadkiem, gdy bardzo elegancka matka zwracała się władczo do kilkulatka, zaciekawionego w galerii handlowej książkami dla dzieci: Młody człowieku, nie po to tu przyszliśmy – i ignorując jego płacz, zmusiła go do podążenia za sobą do sklepu z biustonoszami. Są na szczęście inne przykłady – sąsiadka moich przyjaciół codziennie zakładała dres i wychodziła z synami na dwór, żeby się wyhasali. Po powrocie dom trząsł się od ich skoków z kanap i stołów, ale ona ze spokojem mówiła: Jak wyrosną, kupię sobie nowe meble. Wszyscy się spodziewali, że gdy pójdą do szkoły, to rozniosą ją w puch, a okazało się, że byli spokojni i dobrze się uczyli. Nie twierdzę zatem, że większość matek lekceważy, czy tyranizuje synów, ale jeśli ich nie rozumieją, mogą zaburzyć ich rozwój, wyzwolić bunt, a nawet wzbudzić wrogość do kobiet. Gdy nie okazujemy dziecku empatii, nie budujemy w nim zdolności do empatii. Apele o empatię do lekarzy czy polityków są potem mocno spóźnione. Inną przyczyną emocjonalnego autyzmu może być to, że chłopiec, potem mężczyzna, wbrew zewnętrznym przejawom siły, jest mniej odporny emocjonalnie. Tymczasem męska kultura wymusza na nim, by był twardzielem: zero strachu, słabości. Jedyną akceptowaną emocją jest złość. Ewentualnie szał radości, gdy Stoch skoczy po złoto. Wśród nastolatków, aby utrzymać pozycję w grupie, dobry skądinąd chłopiec może wraz z innymi dręczyć ofiarę, a czasami, z lęku przed staniem się ofiarą, zdradza przyjaciela. Dla wielu chłopców kontakt z brutalną stroną męskiej kultury to ciężkie przeżycie. Stają się wycofani, czasem agresywni wobec bliskich i stopniowo coraz bardziej odcięci od swych uczuć. Dodatkowo, w przypadku złej relacji z ojcem, chłopcy mogą wejść w wiek męski z depresją i tkwić w niej latami. Jeszcze jednym powodem męskiego „autyzmu” jest fakt, że procesy kognitywne przebiegają u chłopców i mężczyzn inaczej – myślą oni systemowo, kategoriami i są tak skupieni na swoich tematach, że często nic innego do nich nie dociera i nie odczytują sygnałów od innych ludzi. Dlatego chcąc pozyskać ich uwagę, trzeba wejść w ich świat i uwzględnić ich zainteresowania.

A: Wróćmy jeszcze do testosteronu. To hormon energii, rywalizacji, popędu seksualnego. Niewątpliwie wpływa w jakimś stopniu na zachowania chłopców i mężczyzn.

I: Z tą energią jest dzisiaj kłopot. Przez miliony lat ewolucji dzieci miały mnóstwo ruchu, jeszcze 30-40 lat temu bawiły się swobodnie poza domem. Był to sposób na rozładowanie energii, a zarazem uczenie się języka i samodzielności. Dziś nikt w mieście nie wypuści dziecka na podwórko bez opieki, chłopcy mają coraz mniej okazji, by w bezpieczny sposób wyszaleć się fizycznie, sprawdzić w zabawach, nauczyć współdziałania. Siedzą w szkole, siedzą przed ekranem. Zapuszkowana energia, podgrzana do czerwoności pełnymi przemocy grami komputerowymi, wyładowuje się potem w nieodpowiednich zachowaniach. Psycholodzy twierdzą, że mężczyźni osiągają dziś dojrzałość w wieku 35 lat. To na oko o 15 lat za późno!

A: Dlaczego mężczyźni ciągle ze sobą rywalizują?

I: Męska potrzeba dominacji jest spuścizną ewolucyjnego imperatywu jak najszerszego przekazywania swego „samolubnego” genu i walk z rywalami o samice. Ale dziś chodzi o coś więcej – o ambicje, władzę, pieniądze. Dochodzi też do głosu pewien niebezpieczny aspekt ludzkiej natury – podświadoma potrzeba odegrania się, nieważne, że na innych ludziach, za krzywdy doznane w dzieciństwie. Hitler, Stalin, Mao, Caucescu, to przykłady krzywdzonych w dzieciństwie chłopców, o czym pisała psychoterapeutka Alice Miller. W każdej rodzinie można wychować tyrana, jeśli zaniedbuje się i maltretuje chłopca.

A: Coraz więcej jest dziś domów, w których chłopcy wychowują się bez ojców…

I: A kiedy dziecko traci ojca, traci również matkę. Musi ona przejąć więcej obowiązków, jest zdesperowana, do tego często szuka dla siebie partnera. To się odbija zwłaszcza na chłopcach. Czują się zdradzeni przez ojca, w dodatku więź z matką to dla nich pierwszy i najważniejszy model relacji z kobietami, więc jeśli tu coś szwankuje, ma to wpływ na ich późniejszy stosunek do kobiet. Ojciec potrzebny jest synowi zawsze, ale zwłaszcza w środkowej fazie dorastania. Steve Biddulph w książce „Wychowywanie chłopców” – którą gorąco polecam wszystkim rodzicom – omawia etapy rozwoju chłopca…

A: Dzieli je na 3 fazy.

I: Tak – pierwsze sześć lat to faza matki, co wynika z biologii. W tym okresie rolą matki jest nauczyć dziecko empatii i mowy, a także zdolności dawania i przyjmowania miłości, rozbudzić sumienie, nauczyć norm i samodzielności. Gdy go ciągle wyręcza popełnia błąd. Nie znaczy to, że tata jest wtedy nieważny, po prostu mama gra pierwsze skrzypce. Od 6. do ok. 14. roku życia chłopiec jest pod przemożnym wpływem ojca, zauroczony jego siłą, męskością. Tata samą swą obecnością potrafi wyznaczyć granice dopuszczalnych zachowań. Mądry ojciec może pokazać synowi, że męskość to nie przywalenie słabszemu, ale wykorzystanie swych sił i zasobów, by dążyć do dobrych celów, chronić słabszych, bronić słusznej sprawy. Ważne jest, by tata czytał chłopcu, pokazując mu, że czytanie i męskość idą w parze. Po 14. roku życia tata przestaje mu imponować. Mark Twain napisał gdzieś, że gdy miał 15 lat, jego ojciec nagle zgłupiał, ale gdy przekroczył 20 lat, tata szczęśliwie odzyskał rozum. W okresie odrzucenia autorytetu ojca, chłopcu potrzebny jest dojrzały przewodnik spoza rodziny, mentor, który wprowadzi go w świat większych idei i wartości.

A: Także u innych autorów, zwłaszcza tych, którzy pracowali z chłopakami z tzw. trudnych środowisk, jak np. Jackson Katz, podkreśla się silną potrzebę takiego męskiego przewodnika w życiu chłopca.

I: Bo najlepsza matka, czy nauczycielka nie może nauczyć chłopca, co to znaczy być mężczyzną. Gdzie więc szukają odpowiedzi, jeśli nie mają ojca ani mentora? W mediach, które lansują przemoc, siłę i pogardę dla kobiet. I tego się uczą. Wspomniany Jackson Katz w książce „Paradoks macho” przytacza teksty rapera Eminema. To potok nienawiści wobec kobiet. Jego matka, młodociana narkomanka, nie zajmowała się nim i można się domyślić, że sprawiła mu mnóstwo cierpień. W filmach porno, które masowo oglądają mężczyźni i coraz młodsi chłopcy, kobiety pokazywane są jako wynaturzone obiekty seksualne, traktowane z okrucieństwem i poniżane. W świecie zaniedbanych emocjonalnie i wychowawczo chłopców, których jest coraz więcej i którzy wyrastają na niepewnych, agresywnych mężczyzn, do głosu dochodzą najbardziej prymitywne instynkty i potrzeby.

A: Jest pani zwolenniczką rozdziału płciowego w szkole?

I: Myślę, że dla niektórych dzieci to może być dobre rozwiązanie. Koedukacyjna, sfeminizowana szkoła nie jest dostosowana do potrzeb chłopców. Nauczycielki chcą na lekcji ciszy i spokoju, a to jest propozycja dla emerytów, nie dla kilku-, czy nawet kilkunastolatków. Lecą więc uwagi do dzienniczka, wzywani są rodzice. Chłopcy czują się głupsi od elokwentnych koleżanek i żeby ratować twarz błaznują lub stają się aroganccy. Mają często problemy z czytaniem, a w ślad za tym – z nauką. Statyczny sposób prowadzenia zajęć i oderwany od życia program to dla nich nuda. W USA coraz więcej chłopców nie kończy szkoły, maleje ich odsetek na studiach. Podobnie w innych krajach. Jednym ze sposobów zahamowania tego trendu jest oddzielna edukacja, wprowadzana w wielu szkołach od Ameryki po Azję. Biddulph opisuje eksperyment w jednej ze szkół, gdzie rozdzielono młodzież na lekcje języka i matematyki. Co się okazało? Obie grupy poprawiły wyniki o 400%! Chłopcy dostali inne lektury i więcej czasu na czytanie, dziewczynkom zaczęto inaczej przedstawiać przedmioty ścisłe. Obecność płci przeciwnej może też onieśmielać lub prowokować. Amerykański psycholog Leonard Sax w książce „Girls on the Edge” (Dziewczęta na krawędzi) opisuje zachowania świetnych sportsmenek, które kompletnie się posypały, kiedy do gry wprowadzono chłopców. Uznały, że chłopcy są z definicji lepsi i walkowerem oddały pole. W trudnym wieku nastoletnim koedukacja wyostrza stereotypy płciowe: dziewczyny stają na głowie, by się podobać, a chłopcy – by im imponować. Najlepsze lata dla rozwoju osobistego i zdobywania wiedzy są dzisiaj często marnowanie z powodu napięć i podchodów pomiędzy płciami, wyostrzanych przez nasyconą seksem kulturę. Niektóre dziewczynki nienawidzą szkoły z powodu prostackich zaczepek chłopców. W szkołach „męskich”, gdzie z chłopcami pracują nauczyciele-mężczyźni, gdzie jest sporo zajęć fizycznych, dyscyplina i dużo czytania, panują lepsze warunki, by wyrośli na mądrych, kulturalnych i dojrzałych ludzi. Dodam, że według Biddulpha, chłopcy powinni iść do szkoły minimum rok później niż rówieśnice z uwagi na swą naturalną niedojrzałość umysłową i emocjonalną. W realiach naszej szkoły też warto byłoby dostrzec specyfikę i uwzględnić potrzeby i możliwości chłopców.

A: Rodzice chłopców też czasem mają dość…

I: Coraz częściej… W książce Anthony’ego Rao „Tacy są chłopcy”, autor przytacza prośby rodziców, żeby coś zrobił, najlepiej dał lekarstwo, bo ich syn jest nie do wytrzymania, to jakieś schorzenie! A on na to: Diagnoza brzmi – chłopiec. Dzisiejsi rodzice, przeciążeni presjami, nie mają cierpliwości do chłopców, chcą załatwić problem szybko, choćby tabletką. To chłopca wyciszy, polepszy koncentrację, może zacznie przynosić lepsze stopnie. Ale jak to wpływa długofalowo na mózg i geny – nie wiemy. Według Allana Guggenbühla, autora świetnej książki „Kryzys małego macho” (zachęcałabym do jej przeczytania nauczycieli i pracowników MEN), w Szwajcarii 82%- 95% dzieci z ADHD to chłopcy, którzy w ślad za tą diagnozą poddawani są leczeniu farmakologicznemu. Jim Trelease, amerykański guru od czytania dzieciom, mówił, że był tak żywy, że dzisiaj dostałby etykietkę ADHD. Ale jego ojciec nie wiedział, że energia chłopca to jednostka chorobowa! Brał go na kolana i czytał mu książki. Jim nauczył się skupiania, pokochał czytanie, wyrósł na świetnego wykładowcę i pisarza. W krajach rozwiniętych coraz częściej wychowanie dzieci zastępuje się chemią.

A: Dużo się dziś w ogóle mówi o kryzysie męskości.

I: Składa się na to wiele czynników, w tym rosnąca niezależność kobiet. Myślę jednak, że potrzebę ciągłego udowadniania męskości mają ci chłopcy i mężczyźni, którzy nie doświadczyli w domu empatii, akceptacji i dobrych wzorców. Chłopak, który miał serdeczną matkę i ojca, który spędzał z nim czas oraz okazywał szacunek mamie, a ponadto miał okazję obserwować innych dojrzałych mężczyzn, nie ma problemu z tożsamością, nie musi jej ciągle udowadniać, zwłaszcza w opozycji do kobiet.

A: Tę męską „opozycję” wobec kobiet widać nawet w naszym języku.

I: Zwłaszcza w wulgaryzmach. A jaką zniewagą dla chłopaka jest, gdy usłyszy: Jesteś baba! Dzisiejsza popkultura podpowiada mu wręcz, że jest męski, gdy poniża kobiety. Kiedyś w definiowaniu męskości pomagały rytuały inicjacji. Dzisiaj silnych emocjonalnie, mądrych i kulturalnych mężczyzn trzeba po prostu wychować. Przede wszystkim poprzez respektowanie natury i potrzeb chłopców oraz obecność mądrych mężczyzn w ich życiu. Nauczanie języka, myślenia, kontroli impulsów oraz akceptowanych zachowań społecznych i wartości, zwłaszcza szacunku do innych. A to zaczyna się od traktowania chłopców od małego z szacunkiem – grzecznie i z troską o ich uczucia, choć gdy trzeba – stanowczo. Szacunek rodzi wzajemność. Jeżeli się to zaniedba, chłopiec ma na swoim wyposażeniu tylko geny i prymitywne instynkty. Plus instrukcje przemocy z mediów.


Tekst z małymi zmianami ukazał się w 2014 r. w Gazecie Wyborczej

Czytaj również