Dla rodziców / Dla edukatorów / Co czytać

W głębi kontinuum

 

„Nabrałam ochoty, by zacząć pojmować świat na nowo.”

Jean Liedloff nie była psycholożką i nie prowadziła, w ścisłym tego słowa znaczeniu, badań naukowych, a jednak jej koncepcja kontinuum, począwszy od lat 70. XX w., zyskiwała coraz większą popularność, by wreszcie stać się fundamentem nurtu rodzicielstwa bliskości.

Początek tej historii niczego takiego nie zapowiadał. Młoda Amerykanka w trudnym momencie życia dostaje propozycję podróży do Wenezueli. Odważnie podejmuje wyzwanie, licząc, że egzotyczna wyprawa pomoże jej w okiełznaniu wewnętrznego chaosu. Tak oto znajduje się wśród indiańskiego plemienia Yquana.

Jak sama pisze, nie od razu uświadamia sobie różnicę między światem, który opuściła, i tym w odległej amazońskiej dżungli. Mimo to im więcej czasu spędza wśród Indian – pogodnych i życzliwych – tym bardziej odczuwa spokój i harmonię. Odkrywa również, że społeczność Yquana pozbawiona jest rywalizacji, emocjonalnych napięć i konfliktów… Czas zadać pytanie, dlaczego nasz ucywilizowany świat tak bardzo różni się od tamtego.

Liedloff powraca do plemienia Yquana kilkakrotnie, coraz bardziej skupiając się na obserwowaniu relacji między rodzicami i dziećmi. Właśnie w tej sferze dostrzega fundamentalne różnice i – co za tym idzie – zgubne dla cywilizacji zachodniej konsekwencje.

Lata 70. XX w. to czas, gdy w „naszym świecie” zaleca się młodym mamom jak najwcześniejsze separowanie dziecka – usypianie w łóżeczku, karmienie w określonych godzinach, oddawanie do żłobków. Wskazówki są powszechnie wdrażane, a przekonanie, że „dziecko musi się wypłakać”, nie jest niczym niezwykłym. Tymczasem indiańskie matki, noszące dzieci przez wiele miesięcy, śpiące z nimi i karmiące na żądanie, nie znają rozdzierającego płaczu malucha, który domaga się bliskości. Tu właśnie Liedloff dostrzega zerwania kontinuum, porządku natury, której częścią jest człowiek. I tu formułuje swoją radykalną tezę, że wszystkie problemy, których doświadczamy w życiu osobistym i społecznym (a nawet globalnym), wywodzą się z braku zaspokojenia naturalnych potrzeb małego dziecka.

Nie wszyscy zgadzają się z tak radykalnym podejściem, argumentując, że ważne są też kolejne fazy rozwoju, więź z rodzicami, wychowanie, wpływ środowiska… Nie zmienia to faktu, że rozwijający się nurt rodzicielstwa bliskości dociera do coraz większej grupy młodych rodziców, a mamy noszące małe dzieci w chustach nie budzą już, na szczęście, większego zdziwienia.

                                                                                                                             Marzanna Kuszyńska